czwartek, 30 września 2010

Góry, góry!


"o w mordę, a mialy być gondolki"

Spojrzeliśmy na mapę - prownincja Junnan. Nazwa zachęcająca, w prawdzie to nie Saga, ale też brzmi znajomo i budzi pozytywne skojarzenia. Zaglądamy do Lonely (po Chinach złego slowa o nich już nie powiem), a tam piszą - Wąwóz Skaczącego Tygrysa, najlepsza trasa w Chinach, jedna z lepszych w Azji. No to nie ma opcji - jedziemy. Hela i Kaziutek na plecy - ze schroniska na dworzec w Yanshou, autobus do Guilin - 3 godzinki, nocny do Kunming - następne 18, spacer w deszczu, minibus, kolejny dworzec w Kunming, i jeszcze tylko autobus do Lijiang (8h) no i taksówka do Naxi Mamy i jej hostelu. Półtora tysiaca kilometrów poszlo dość gładko. Kolejne sto dwadzieścia do samego Kanionu pokonujemy dwa dni pózniej - też nie było ciężko. W końcu jednak zaczynają się schody. Startujemy z jakiegoś 1600 npm, wchodzimy na 2500. Po prawiej stronie, w dolinie niknie brunatna rzeka, nad nią przykryte soczystą zielenią pieciotysięczniki. Idziemy w siódemkę, ekipa Polsko - Izraelsko - Slowacko - Koreańska.

Tiger base camp, od lewej Lee (SK), Tomar (Izr), Osia (Pl), Jura (Slo), Ella (Izr)

Piękno górskiej przyrody

Na szlaku spotykamy jeszcze kilku turystow, ale poza towarzyszącym nam miejscowym chińczykiem z końmi nie spotykamy żadnych obywateli Chińskiej Ludowej. Tych konnych przybywa w miarę jak podejście robi się coraz bardziej strome. Jak sępy czekają aż ktoś z nas padnie, żeby zaoferować swoje usługi transportowe. My jesteśmy twardzi, mamy zapasy, a nawet jak się skończą to przy wsiach czekają babuszki z wodą, coca-colą, snikersami, zimnym piwem i marihuaną. Pogoda też sprzyja - jest cieplo, ale pochmurnie. Pokonujemy 28 zakrętow stromego podejścia ukrytego wśrod niskich drzew i krzaków. Dopiero po trzech godzinach, kiedy już szlak przestaje się wspinać, zaczyna trochę padać. Dalej droga prowadzi zboczem. Kiedy zaczyna się przejaśniać trafiamy do pierwszego schroniska. Czwarta to za wcześnie na nocleg, ale idealnie na obiad. Menu skromne, ale strawne bez wyszukanych chińskich 'specjalności' po których przez pół dnia trzeba wydłubywać chitynę z zębów. Koło szóstej jesteśmy w docelowym schronisku. Widok z okna to chyba moje życiowe top10, a ten z kibla może powalczyć o medal w swojej klasie. W wieczornym w barze głównie Izrael i Europa Wschodnia.


Schronsko 'Half Way' znajduje się w 2/3 drogi

'Pokój z widokiem na góry, czy na zajebiście duże góry?'

 
Barzamyka się o 22 i rano znow droga - porzecinana strumieniami, zalana słońcem, które jest tu tak blisko. Najpierw płasko, a potem ostro na sam dół. Rzeka. Straszliwa, mętna, ryczaca w korycie pomiedzy pięcio i trzy tysięcznikami. Rzeka bezwzględnie zabójcza - jedynych śmiałków (lub w tym wypadku idiotów) trzech Szwajcarów, którzy podjęli rafting nigdy nie odnaleziono. Po wąskiej drewnianej kładce przechodzimy na gigantyczny glaz rzucony w korycie. To po nim przeskoczył na drugą stronę olbrzymi tygrys, dając nazwę całemu kanionowi. Ciasto, fota i powrót na góre. 400-500 metrow po 'schodach' do mostu z którego zabiera nas spowrotem minibus. Po drodzę widzimy, że ledwo zdążyliśmy. Robotnicy wiszą wysoko na skałach nękając je pneumatycznymi młotami. Koparki pracowiecie spychają do rzeki kamienie - wielotonowe głazy rozerwane eksplozjami, które słyszeliśmy o zachodzie. Chiny buduja kolejną drogę i kolejną atrakcję turystyczną. Widzimy, że na pewno będzie trochę ofiar, ale za 2-3 lata, kiedy w Kunming powstanie już wielkie lotnisko, miliony miejscowych turystów szeroką drogą wleją się do kanionu. Szybko pewnie powstanie kolejka, gondolki pokierują ta nową rzekę w górę. Tam rozkwitnie wioska, zamieni się w gwarne miasteczko, miejscowi znowu zaczną nosić tradycyjne stroje, a Kanion Skaczącego Tygrysa pojawi się na dziesiątkach milionów zdjęć w chińskich społecznosciówkach.....

góry, góry i po górach
 <><>
<><>
A gdyby tak zamiast powerpoint przez 8 godzin rzucac do rzeki wielkie głazy!


6 komentarzy:

  1. Ouah!! beautiful weather and nice pictures!
    enjoy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne,piękne góry,góry. Jesteście niesamowici.Tak wysoko się wpinać to nie lada wyczyn i do tego potrzeba jest kondycja. Jak widać na zdjęciach to są piękne góry . Chociaż Pawełek zaliczył już w USA kanion,ale jak pamiętam jedynie oglądał go z lotu śmigłowcem,a tu po długiej podejściu Brawo Już na półwyspie Indochińskim takich gór nie zobaczycie.Dzisiaj mija 46 lat ,jak wyleciałem z Heniem Stężyckim do Wietnamu , kochany wnuk wkroczył z małżonką do Laosu i rozpocznie podróż szlakiem swoich dziadków.Gratuluje.Pozdrawiamy i życzymy szczęścia na tej indochińskiej drodze.Dziadek.

    OdpowiedzUsuń
  3. To male sprostowanie ze wzgledow wizerunkowych ;-) - Pawełek widzial tez wielka dziure w Arizonie z dolu i z gory napedzany wlasnymi nogami. Ta Chinska zdecydowanie inna - wieksze gory, znacznie mniej strome no i bardziej zielono.

    OdpowiedzUsuń