sobota, 23 października 2010

Buszujący w ryżu (Sapa II)


Kiedy obejrzeliśmy już sobie dokładnie wierzchołek Wietnamu przyszła pora, żeby zająć się sprawami bardziej przyziemnymi. Pojechaliśmy sprawdzić skąd bierze się ryż. Wyobraźcie sobie, że wcale nie rośnie sobie w plastikowych torebkach po 100 gram! Rośnie na półkach tarasów zalanych wodą. Rośnie chyba cały rok, choć w tym momencie wiekszość poletek jest już swieżo obsadzona. Szczęśliwie udało nam się znaleźć jedno miejsce gdzie złociły się jeszcze dojrzałe kłosy. Hmongowie właśnie zbierali plony. 'Żniwa' są tu wydarzeniem, w którym uczesniczą głównie kobiety i dzieci. Dużo dzieci. Zabawa dla maluchów jest całkiem niezła. Czy może być lepsze miejsce do gry w berka niż labirynt tarasów pełnych kałuż i krzaków? Młodsze dziewczynki w skupienu szukały kwiatów do jakiś bukiecików, starsze po prostu pomagały matkom przy ścinaniu ryżu. To jeszcze nie koniec atrakcji. Od czego są wielkie bawoły wodne! Przecież można sobie na nich pojeździć po okolicy. Dzieciaki buszujące w ryżu tryskały radością, dorośli już zdecydowanie mniej.
Good morning Vietnam!


 Hmongom od wielu lat nie wiedzie się za dobrze. Rejon jest wyjątkowo biedny. Ożywienie i szansę stanowia turyści, coraz częściej zaglądający do Sapy ze swoimi tlustymi portfelami. Każdy biały spacerujący po okolicy dosć szybko przyciąga do siebie stadko handlarek, które potrafią przez pół godziny z uśmiechem namawiać do kupna wstążeczek, torebek czy wielkich kolczyków. 'Whats your name? Maybe buy for me? Maybe tomorrow? where are you from?' - te zwroty słyszeliśmy chyba ze sto razy, czesto z tych samych ust, podarzającej za nami jak cień handlarki. Z jednej strony trochę to przykre, widzieć jak tak unikalny, piekny rejon zamienia się w sklep z pamiątkami, gdzie miejscowa ludność skupi się na obsłudze turystów. W Chinach mielismy okazję zobaczć w co zamieniają się potem takie regiony. Z drugiej strony, trudno odmówić tym ludziom prawa do poprawy jakości życia wszelkimi dostępnymi metodami. To, że się zmienia widzieliśmy na własne oczy. Stara handlarka patrzy bezradnie w cyfry wystukane na kalkulatorze. Po chwili woła nastolatkę - ta nie tylko umie już pisać, ale nawet tłumaczy coś łamaną jeszcze angielszczyzną. Obok tradycyjnie ubranych kobiet na motorach jadą nieliczne jeszcze ubrane bardziej współcześnie. Jadą pewnie do Sapy pracować w restauracjach, barach czy hotelach dla zachodnich turystów. Tak już to na świecie wygląda z tymi wspaniałymi miejscami. Co zrobić? Szybko przyjechać do Sapy!
Ryżyk










1 komentarz:

  1. Co się tyczy Sapy II to wszystko sie zgadza z moimi odczuciami na podstawie mojego pobytu w tym rejonie w październiku 1964 r.Dużo sie nie zmieniło.A czy u nas na Podlasiu dużo się zmieniło?W ostatnim numerze Przekroju podają ,ze tysiące domów nie mają toalet i chodzą nadal do "Wychodków"albo za stodołę/ Zdjęcia pól ryżowych b. ładne ,a także chłopca na bawole i dziewczyna w stroju "ludowym".Te opisy kultury i obyczajów przydadzą się juz w po Waszym powrocie.W Wyzszej Szkole Ekonomicznej na Wolskiej 13 ii.br otwierają "Instytut Kultury Wietnamskiej >Mnie i prof.Kojło powołano do Rady programowej.Będziecie mogli mieć wykłady i spotkania ze studentami na tematy związane z kultura i nie tylko . Prof.Kojło pomyśli ,jak zrobić doktorat.On prowadzi seminaria doktoranckie na temat.Marketingu i badania rynku.Może się przydać? Wobec tego żegnamy się z Wietnamem północnym ,czyli Amannem.Pozdrawiamy.Babcia i Dziadek.PS.Jutro jedziemy na 58 urodziny Zięcia.

    OdpowiedzUsuń