niedziela, 3 października 2010

A dokąd? a dokąd? a dokąd? Na wprost


Stoi na stacji...

Po torze, po torze,po torze, przez most
Przejechalismy pociągami 13 557 km, spędziliśmyw nich ponad 200 godzin, wysiedzieliśmy miejsca na dworcach, wystaliśmy godziny w kolejkach do kas. Poznaliśmy różne zwyczaje. W Rosji pełną władzę ma wagonowa. To o tyle przyjemne, że pamięta każdego pasażera, nie wpuszcza obcych i można spokojnie wyjść na stację podczas kilkudniowej podróży, nie bojąc się o bagaże. W Mongolii panuje wielka dowolność, można robić co się chce i kiedy sie chce. W Chinach trasy są wyznaczone. Nie można tak po prostu przyjść sobie na peroni czekać na pociąg. Każego wejścia strzegą bramki, ktore mona przekroczyć tylko za okazaniem biletu. Bramki otwierają się na 10 minut przed przyjazdem pociągu i wtedy wielki tłum biegnie jedyną możliwą trasą (poważnie - jeśli są odgałęzienia drogę wskazują mundurowi w białych rękawiczkach) do wyznaczonego pociągu.
No, ale ja nie tym.




A jest tych wagonów coś ze czterdzieści
Życie w pociągu jest wymagające. Prywatna przestrzeń i tak mała - w schronisku zwykle ok. 4 metrow kwadratowych zmniejsza się do ok. 2 metrów sześciennych. Wszystko, co mamy i tak ograniczone przez wymagające regulaminy tanich linii lotniczych, trzeba spakować w jeszcze mniejsze małe pakunki, łatwo dostępne w pociągu. Po pewnym czasie człowiek przyzwyczaja się do tego rygoru. Bywa to nawet pewnym odpoczynkiem po zmienności otoczenia. Po ciągłym wysiłku szukania drogi, wraca się do miejsca, które zawsze jest urządzone tak samo. Kosmetyczka trafia na półeczkę, ręcznik, bluza i torebka z drobiazgami na wieszak, mały plecaczek z elektroniką pod poduszkę, jedzenie na stół. Porządek dnia zawsze taki sam - poznać współpasażerów, napić się kawy lub herbaty, sprawdzić, czy tym razem jest wagon restauracyjny i co można w nim zjeść(w Chinach raczej nie można:). W Rosji np. taki wagon jest klimatyzowany i można się w nim ochlodzić. Potem zwykle kilka godzin gapienia się w okno, spanie, mycie, pisannie, układanie dalszej trasy, rytualne fotki z całym wagonem chińczyków. Mniej więcej po 5 tysiącach kilometrów kończą się książki, które bylismy w stanie udźwignąć - przeczytane zostawiamy w Mongolii. Audiobooki wystarczają prawie do końca Chin. Ratuje nas jeszcze Sudoku od Jagi i Łukasza, karty i kości. Po kolejnej sesji przy oknie, można się wreszcie pakować i wysiadka. Jescze tylko szukanie zarezerwowanego hostelu, przebijanie przez tłum w upalnym mieście, targi z taksówkarzem i tlumaczenie trasy, walka z chińskimi znaczkami i wreszcie jesteśmy - można wziąc prysznic.

W Junnanie żegnamy się z pociągami. Tory się kończą, dalej na południe prowadzą już tylko drogi - jeszcze asfaltowe, ale już coraz gorszej jakości. Następny pociąg do jakiego wsiądziemy, to prawdopodobnie metro w Londynie :)





A w trzecim siedzą same grubasy

Aa skądże to? Jakże to? Czemu tak gna?


Fraszka, igraszka, zabawka blaszana






Pod każdym kołem żelazna belka
 
I pełno ludzi w każdym wagonie


 



W dziesiątym kufry,paki i skrzynie




Przez góry, przez tunel, prze pole, przez las



1 komentarz:

  1. Eno, nie mówcie, że w Australii nie mają torów /ani metra :p/.

    BTW bardzo podobne doznanie mieliśmy z Kasią po dojechaniu w Ploce do końca trasy, która wiozła nas przez Czechy, Węgry, Chorwację, Bośnię i Hercegowinę - widok betonowego bloku leżącego na szynach będących rdzeniem naszej podróży był jakiś taki... kończący.

    OdpowiedzUsuń