niedziela, 21 listopada 2010

Prawie jak Anglia



Pod nami ziemia zalana porannym słońcem. Dochodzi ośma, choć dla naszych organizmów to jeszcze środek nocy. Samolot łagodnie przechyla się na lewe skrzydlo, zatacza koło nad oceanem i kilkanaścieminut póżniej czujemy jak koła ocierają się o pas. Stoimy do góry nogami w kraju gdzie woda w klozecie spływa w odwrotną stronę - to Australia.




Po Azji wszystko wydaje się takie zrozumiale, tak dobrze opisane, jakby bliższe. Pozdrawiają nas uśmiechnięci sprzedawcy Duty Free. Nawet oficerowie poszukujący w naszych plecakach zakazanych owoców i warzyw wydają się przyjaźni (tak jakby ich pradziadkowie nieprzywiezli tu setek roslin uprawnych).



Docieramy do Melburne. Czy to Anglia? Czy może raczej wschodnie wybrzeże USA? Czy to wiek XIX czy XXI? Miasto jest podobno wielkie,ale zupelnie tego nie czujemy. Wiktoriańskie kościoły, wieżowce jak stulatkowie z NewJorka, zabytkowy tramwaj pomiędzy niskopodłogowymi, jaskrawe tablice drogowe, palmy i .... zabójcze ceny.

Melburne sie budzi

 Po pierwszych kilku dniach wiemy już dobrze, że trzeba uważać. Wystarczy chwila nieuwagi i plastikowe dolar wylatuja z portfela niewiadomo dlaczego. A to okazuje się że przechowalnia bagażu kosztuje 8 dolarów, a to ciasto za 4.5 $, a to bilet do muzeum za 14. Całe szczęście, że w Melburne schronienia udziela nam Stefan. Oprócz milej gościny, darmowego Internetu (o co trudniej niż w Azji czy Europie - wiek XXty) dostajemy kilka podpowiedzi. Szklaneczka piwa może wiec kosztować 2.5 albo 10 $, za jedyne 100$ znajdujemy niezly namiocik.


Coraz bliżej święta....











Dobranoc Melburne
 




Dość szybko Melburne, jak wiele innych miejscowości na naszej trasie, uznaje, że na dobrą pogodę nie zasłużyliśmy. A może to prezent z okazji urodzin? W każdym razie otwierają się niebiosa i ktoś wylewa wanne wody. Kiedy jest już całkiem szaro ruszamy pokazać Hrabiemu Bernardowi wielki Ocean.

1 komentarz:

  1. Aż się wierzyć nie chce,że to taki kraj.Czyżbyście nie mieli rozpoznania,co do kosztów utrzymania? To ile oni zarabiają,aby jako tako żyć? Z tego wniosek,że trzeba z tego kosztownego miasta uciekać ,bo zapewnie na prowincji koszty pobytu są niższe.Ale ,jak to się mówi.frycowe trzeba płacić.Macie już namiot to oszczędzicie na hotelach.Trudno ,coś za coś.Pozdrawiamy ,Dziadek

    OdpowiedzUsuń