wtorek, 8 listopada 2011

A mógł chlopaka zabić


"Jedną zwęgloną baranią głowę z grilla i duże frytki poproszę"


Dziś historia z trochę innej bajki. Prosto z Afryki, taka trochę świąteczna, trochę egzotyczna i z niedoszłym mordercą w tle i nawet z jakimś moralem. 




Wszystko zdarzylo sie dość dawno temu, gdzieś między Morzem Martwym I Czerwonym. Pewien facet postanowłl zabić swojego kilkuletniego synka. Dziś trudno ustalic jakie byly motywy synobojcy, wg dostepnych relacji chodziło o kwestie religijne, tatuś mial natchnienie lub jakąś wizję. Na szczeście dla dzieciaka, tatuś w ostatniej chwili zmienil zdanie gdy uslyszał w głowie "nie wygłupiaj się stary, nie musisz tgo dla mnie robić, daj spokój dzieciakowi, zarznij sobie baranka, albo coś jak juz Cię nosi".
Stary głosu posłuchał, chłopaka oszczędził i zabił barana co akurat by pod reką . Nikt pewnie nie przejmowalby sie tym jednym baranem gdyby nie to, że stary mial na imię Abraham i oprócz świetnej miejscowki w ksiazce telefoniczniej zapewnił sobie tez miejsce w księgach trzech religii monoteistycznych.
Dziś dzień, w którym Abraham poświecil baranka zamiast syna obchodzony w krajach islamu. Nie znam oficjalnej interpretacji, ale wydaje sie, że to dobra okazja do świętowania. Strach pomyśleć jak wygladalby świat,  w którym główne religie pochwałyby ofiary z ludzi. "Smart choice Abrahamie" jak mowią amerykanie. 
To co miało świetne konsekwencje dla ludzkości mało oplacilo się jednak baranom ;-/  W takim Maroku na przykład, przez ostatnie kilka dni spotykaliśmy na drogach dziesiątki, może nawet setki barankow podróżujących na wózkach, na skrzyniach samochodów, na osiolkach, lub ciąganych na sznurkach. Barany były każdej wiosce, na każdym bazarze i w co trzecim aucie. Wszystkie mialy taki... barani wyraz pyska z wpisaną w niego niepewnością co do jutra.
Spacer po zamkniętej medynie Marakeszu pierwszego dnia Święta Ofiar, daje dość jasną podpowiedź jaki był dalszy los spotykanych przez nas zwierząt. Wczoraj koło poludnia na placach i skwerach medyny rozpalone zostały stosy z drewnianych skrzynek po warzywach i z kartonów po pamiątkach dla turystów. Kiedy ogniska już się rozgrzały, do żaru zaczeły trafiać ucięte głowy zarznietych rano baranów (wypada żeby każdy ojciec rodziny jakiegoś baranka tego dnia sobie zarżnął jak stary Abraham). Ucięte główki suszą się na ogniu zanim jakiś młodzieniec odetnie od nich rogi i wrzuci na ogień następny barani łepek. Atmosfera przypomina trochę tę  naszą wielkanocną, grupy wyrostków biegają po podwórkach, targają z domu barenie głowki i gromadzą się przy śmierdzących stosach . Zatłoczone na codzień uliczki suków wypełnia głownie dym. Trudno w to może uwierzyć, ale pozamykane są prawie wszystkie sklepy, a w tych nielicznych otwartych sprzedawcom nie chce się zaczepiać turystów. Nawet sprzedawca dywanow jest apatyczny, a sprzedawca kadzidel pokrzykuje na kolegę że przesadza z ceną! Niesamowity jednak ten Abraham, że po 4 tysiącach tak na arabskiego sprzedawcę wpływa. Moral wiec dośc oczywisty - "jak chcesz uciszyć arabskiego sprzedawcę dywanów daj mu barana do zarżnięcia" Wszystko pięknie, no może tylko nie dla baranów .

Suk w Marakeszu w święto Id alAdha, przez 363 dni w roku stoi tu milion sprzedawców

2 komentarze:

  1. Masz barwny styl pisania, świetnie się czyta tego bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. przykro myśleć, że kiedyś ofiary składane z dzieci były na porządku dziennym;/ chociaż barany są tak samo "winne" jak i ludzie
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń