Zaczelo sie zgodnie z planem - dostalismy zatankowane wielblady i ruszylismy na spacer po piaskownicy. (No chociaz ten Oski dwa klapniete garbki mial co znaczy ze nie byl zatankowany do pelna)
....potem niestety zrobilo sie gorzej wydmy coraz wieksze, wywalone na cwierc kilkometra, a garbusy coraz bardziej leniwe....
... w koncu zkonczylo sie nawet magiczne paliwo do wielbladow, nie pomagalo czule drapanie w welniana glowke....
.... no i niektore sie popsuly, po czym zostaly szybko uprzatniete przez miejscowe sluzby komunalne
ruszylismy z buta. Po grani, po grani! Balansujac na krawedzi ostrych jak brzytwy piaskowych olbrzymow...
...W koncu, po tygodniu bez wody, jedzenia, telewizji i Internetu w dali ukazal sie miraz bardziej wyrazny niz pozostale, czyzby woda? Poczulismy wzbierajace sily...
... jeszcze tylko ostatni test czy woda jest mokra...
Tak, Bocian, Bocian, Uratowani!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz