środa, 15 września 2010

O co chodzi w Pekinie?


Autor podczas obserwacji chinczyków

Ostatnie cztery dni spędzilismy w chińskiej stolicy. Generalnie przede wszystkim plan obowiązkowy - Zakazane Miasto, Letni Pałac, Wiekli Mur, Kaczka po Pekińsku, Ryksza, uliczne kramiki z szaszłykami, pandy w zoo. Jeśli chodzi o wrażenia to jakby troche mieszane. Wszystko zadbane, czyste, posprzątane i dobrze zorganizowane. Metro chyba najlepsze jakie widziałem - nowoczesne i bardzo czytelne w nawigacji. W pierwszej chwili, po stepach Mongolii byłem trochę tym przegnieciony - Duże miasto tętniące życiem, zbudowane z takim rozmachem i tak dobrze utrzymane. Po szerokich ulicach, na których ku naszemu zdziwieniu nie bylo korków pędzą samochody raowery i skutery. Porządku pilnuje armia sprzątaczy, polujaych na rzucane pety i papiery. Z reklam i neonow uderza świat zachodnich marek, ale znowu nie nachalnie, żadnych odrapanych bannerów czy afiszy na budynkach jak potrafia rąbnąć u nas na kamiennicy. Gdzieniegdzie skupiska wieżowcow - lustrzane elewacje po 30-40 pieter, w których odbija się bezchmurne niebo.

Tajna receptura już tu jest (Osmól możesz przyjechać)


BFR -BejingFriedRobale
W rejonach bardziej turystycznych rzeki ludzi. Na szczęście to glównie wycieczki miejscowych podążające głownymi szlakami o 'zabytku do zabytku' i poza prostymi linami łaczącymi te atrakcje jest dużo, dużo spokojniej. No nie jest to chyba nacja, ktora z natury ceni unikaność i lubi chodzić wlasnymi drogami. Widzimy to już przy drugich zabytkach ... budynki są takie same jak pierwsze, tak samo trzecie i czwarte. Walneli mur chyba co najmniej jak z Warszawy do Paryża, a nikt sie nie zastanowil po jakiego czorta. Kolejni cesarze dobudowywali kolejne kawałki, tak jak poprzedni. Ba, nadal są z tego dumni jak cholera, choć mur inwazji z pólnocy nie zatrzymał, a kosztował miliard godzin pracy. To tak jak jakby Francuzi chwlili się na cały świat linią Maginota, mówiąc - "co z tego, że Fritze przeszly przez Belgię, my fortyfikację mieliśmy jak nikt inny".


Poskie rozważania na wysokim poziomie (na szczycie Letniego Palacu)
W przewodniku Lonely napisali, że gdyby Chiny poszly do psychologa ten pewnie szybko zrezygnowałby z pracy. W Pekinie wydaje się to dość trafione. Z jednej strony to jest to na pewno, stolica nowej, rodząca się potegi. Moskwa i Rosja, które widzieliśmy dwa miesiące temu wyglądają po prostu żalośnie porównujac z połnocnymi Chinami i Bejingiem. Tam tlok, bajzel, rdza i ruiny - tu przestrzenie wielkopoziomowych autostrad, porządek, inwestycje i nowoczesność. Tam upadły park Gorkiego, tu wspaniale parki pełne uśmichniętych ludzi. Tam zmierzch, a tu narodziny Rzymu. Z drugiej jednak strony kilka rzeczy zgrzyta w tym sielskim obrazku. Jedna to chyba brak unikalność, indywidualizmu. Druga, może związna z tą pierwszą to fascynacja i zapatrzenie w zachodnią kulturę. Niby dumni ze swojego, a jednak naśladuja zachód. Kolejna sprawa to na pewno prawa jednostki. Przypomniala nam o tym dzielnica ambasad - druty kolczaste i czujnymi strażnicy wyraźnie pilnują tych na zewnątrz, a nie wewnątrz. Mogłbym jeszcze wymienić tak kilka takich rys na wiezerunku chinskiej stolicy. To, że Chiny stają się potęgą nie powinno nikogo dziwić, póltora miliarda ludzi, którzy od setek lat szkola się w handlu i na dodatek potrafią pracować to siła, która od dawna powinna nadawać światu ton. Dziwne jest raczej to, że wiele rzeczy w tym kraju działa jakby Chiny nadal, tak jak sto lat temu były upadłym klosem nadużywającym opium.


Stary chinczyk, latawiec i Letni Palac

No dobra, trochę przynudziłem. Dwadziścia godzin w pociągu do Szanghaju skłania do wylewności, a do wrażenia z kraju będzie i tak wypadalo wrócić jak obejrzymy coś więcej niż stolicę. Może jeszcze schodząc na ziemię kilka spostrzeżen bardziej dla ciała, nagroda dla tych którzy dotrwali aż dotąd - a wiec....:








Po co Pekinczycy z takim zawzięciem zarabiaja tę forsę?:


Kaczka po Pekińsku w przygotowaniu
 - Aby przejeść ? No na pewno, sądząc po tłumach w knajpach. Jedzą chyba prawie wszystko (choć psy widzieliśmy tylko z wlaścicielami) , ale dość rozsądnie gustują w rybach, drobiu i ssakach. Kuchnia Chin pólnocnych jest jednym z kilku glównych kierunków kulinarnych kraju - praktycznie pozbawiona ryżu, pełna zaś długo pieczonych lub gotowoanych mięs. Kaczka po Pekinsku faktycznie zasługuje, żeby potraktować ją jako element obowiązkowy. Do pszennych placuszków dostajemy kawałeczki świeżo upieczonej, chrupiącej kaczki, kawałki ogorków, młodej cebuli i słodkie śliwkowe sosy. Z tego wszystkiego, wedle wlasnych upodobań należy paleczkami stworzyć malego kebaba do połknięcia w 3-4 kęsach. W ustach połączenie ciężkiego kaczego mięsa ze słodka śliwką i chrupiącymi warzywami i miękim ciastem zapewnia bogatą kompozycję. Najpierw fajnie chrupie ogorek, potem do glosu dochodzi smak pieczonej kaczki i śliwki, a na koniec wszystko ladnie się łaczy z mącznym plackiem. Taka przyjemność, znaczy cala kaczka z dodatkami kosztuje od 12 USD, choć zależnie od lokalu i liczby dodatkow może być parę razy droższa. Z pozostałych kulinarnych arakcji po stronie zysków zapiszemy na pewno ryby. Po wyborze w karcie kelner prezentuje naszą ofiarę wyłowioną przed chwilą z kuchennego akwarium, aby po pół godzinie dotarczyć ją w zdecydownie bardziej atrakcyjnej formie - w towarzystwie warzyw, przypraw i słodkawych sosów. W kuchni szkoły północnochinskiej, z sprawą wpływów mongolskich podobnno wyróznia się też barania, ale my jeszcze nie bylićmy na to gotowi. Generalie kuchnia niezła, ale raczej nie powalająca i nierówna - wiele zamowionych rzeczy nie zasługułe na dokladniejszy opis.


Paliwo 56%
- A może zarabiają żeby przepić? No pewnie tak, choć nie są to dobrze wydanie pieniądze, przynajmniej jeśli chodzio wyroby miejscowe . Wóda mocna, 40-55% cuchnie jak kiepski bimber. Jedyną zaletą jest cena, od 4 zl za pół litra. Być może cena wódki to kolejny element walki z problem przeludnienia kraju. W Rosji pewnie zadziałałoby to jak bomba wodorowa, tutaj jakoś chyba się szybko miarkuja. Piwo? Jasne, bez pijanki, gazu i smaku. Gorsze chyba tylko w Korei robią. Wódki i piwa mogliby się uczyć Mongołów. Jedno co zdaje się lepiej Chinczykom wychodzi to wina owocowe ;-). Tego to akurat my powinniśmy się od nich uczyć, choć może to kwestia skladników bo tu kosztują kilka razy wiecej od wódki.


Pekińczyk podrywa Pekinkę, partia liczy, że będa się kontrolowali
-A może zasuwają żeby wydać na kobiety? Tu już tylko mogę zgadywać, ale chyba nie specjalnie. Urodą raczej Pekinki nie grzeszą, elegantki często są po prostu zagłodzone jak modelki z wybiegów (patrz fascynacją zachodnimi wzorcami). Oczywiście zdarzają się ładne. Chłopaki z Krakowa, prowadzili dość dokładną obserwację i udało im się spotkać kilka urodziwych niewiast (może podeślą dokumenacje?), ale znowu bez przesady. Panowie, a myslę, że moga uchodzić za ekspertów, dość krytycznie ocenili ogólny obraz sytuacji, szczegolnie na tle UłanBator. Pekińscy meżczyźni chyba mimo to kochaja swoje kobiety, przynajmniej jeśli za dowód prawdziwej miłości uznamy rosyjskie powiedzenie 'dobrze że leje, znaczy że mu zależy'. Spotkaliśmy kilka Pań, których meżom generalnie chyba zależał, no albo po prostu w tym kraju po schodach nie potrafią schodzić.

-Zarabiają na dzieci? O to to na pewno nie, co najwyżej na dziecko. Tu po prostu nie ma rodziców z dwojką dzieci. No widzieliśmy raz - rodziinka wysiadla z limuzyny prowadzonej przez eleganckiego szofera. Dzieci to rzadkość, Ci co mają może i inwestują. Na pewno jednak nie wydaja tego na wozki czy chusty do noszenia, zamiast tego wymyślili taki uchwyt i spokjnie targają śpiacych jedynaków na plecach. 

-To może szybkie samochody?, elektronika, komórki, sprzęt? Nie, nie, nie. Samochody średnie, elektronika taka sobie. Jedno na co sporo wydają to aparaty fotograficzne. Czasem trafiają sie niezle obrazki jak na przyklad tłum gosci z metrowymi rakietami przed sadzawką w zoo. Podobno też coraz więcej wydają na turystykę. Pamiętacie japonskich turystów? Za parę lat jeszcze za nimi zatęsknicie kiedy stratuje Was banda Chinczyków z metrowymi lunetami pędzacy na Zamkowy lub Wawel.

Dziś pekinskie zoo, jutro Paryż, a pojutrze Warszawa. Chińska fotoinwazja jest tylko kwestią czasu


Tyle z podglądania pekińczyków. Bylo ciekawie, choć nie porywająco. Jutro zabieramy się za szanghajczyków.



4 komentarze:

  1. a pekińskie chłopaki??? Wiem, że to nie Osia wstawiała ten wpis, ale jakaś spraiwedliwość musi być!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli chozi o mlodych pekinczykow to już w ogole nie ma o czym pisać, nie czuję sie znawcą, ale wklęsle męskie twarze, dlugie paznokcie i wypryski chyba nie należą do przyjetych u nas kanonów urody

    OdpowiedzUsuń
  3. Stanislaw Sledź16 września 2010 22:07

    Rozdział III Chiny zaczyna się bardzo ciekawie.Pekin z roku 1964 a dzisiejszy to inne miasto,zwłaszcza jeśli idzie o transport,ubiór mieszkańców,wystrój ulic, budownictwo i ilość dzieci na ulicy. To już inne Chiny.Już od dawna przepowiadają ,że kiedyś zaleje nas żółta rasa.Wydaje się, że jeszcze w tym wieku Chińczycy mogą tego dokonać.Ale póki co fascynujcie się współczesnymi Chinami,a Szanghaj jeszcze bardziej Was w tym utwierdzi.Brawo Osia ,pałeczkami posługujesz się fachowo.Pozdrawiamy i trzymamy kciuki.Babcia też czytała i oglądała fotki.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja w moim monotemacie: chwała Chińczykom za to, że wymyślili najgenialniejsze w swej prostocie miękkie nosidło dla dzieci - Mei Tai http://dziecisawazne.pl/chusty-w-kulturach-swiata/
    Może Pekińczycy o nim zapomnieli tak jak nasi górale o noszeniu? W tym roku w Chochołowie widzieliśmy kilka góralskich mamuś walczących ze spaceróweczkami na maleńkich kółeczkach na jedynej tam drodze asfaltowej.

    OdpowiedzUsuń