wtorek, 2 listopada 2010

Ngo z delty rzeki dziewięciu smoków



Kilka dni temu poznaliśmy Ngo.
Siódma rano, zgodnie z umową wyszliśmy przed hotel. Powitało nas szare niebo i ciepły, wilgotny wiaterek wiejący w twarz, od rzeki. Siwy wietnamczyk, poniósł się z murku z taką energią, jakiej byście sie po nim nie spodziewali. 'Ou-sia ?Are you Ou-sia? - zapytał. Chwile później wsiadamy już na niewielką łódeczkę przycumowaną do nabrzeża Cantho.

Przewodnik - gawędziarz i sternik - szalony artysta 


Mijamy statki, krypy i domy kołyszące się przy brzegu, a siwy Ngo Tan Phung opowiada. Angielski trochę miesza sie z francuskim, ale po kilku minutach rozumiemy prawie wszystko. Poznajemy historie o Sajgonie - mieście nazwanym tak odbogactwa drzew, po których już dziś nie ma śladu. Potem jest o Mekkongu, rzece dziewięciu smoków i o Wietnamie. Historie splatają się z życiorysem naszego przewodnika. Ngo Tan urodził się jeszcze w kraju rządzonym przez Francuzów. W katolickiej szkole nauczył się ich języka. Kiedy Wietnam stawał się wolnym krajem Ngo uczył się już angielskiego. Potem już uczył sam. Ngo jest świetnym mówcą, musiał być dobrym nauczycielem. Kapitalnie opowiada o roślinach, tłumaczy zasady miejscowego buddyzmu, dzieje kodyfikacji języka (wietnamczycy jako jedyni w regionie mają łacinkę). Kolejne historie zaczynają się od 'And now, I tell you about.....'. Kiedy Ngo opowiada nasz sternik z pasją wycina i składa coś z liści. Po chwili dostajemy prezenty - dzieła sztuki złożone z liści bananowca. Wiatraki, koniki pole, pierścionki i bransoletki.



Nie zdązyiśmy sie nacieszyć naszymi zabawkami kiedy musimy je na chwile odłożyć. Dopływamy do pływającego targu, największego na Mekkongu. Wszystko podobnie jak na zwykłym bazarze, choc trochę inaczej. Zamiast wypakowanych pickup-ów pełne zakupów łodzie wiosłowe. Zamiast zwykłych warzywniaków barki kolorowych owoców z Delty. Zamiast wózkow ze przekąskami łodzie z bagietkami i bułkami. Po paru minutach mijamy wodny targ, na chwilę zawijamy do fabryki makaronu ryżowego. Potem dalej, wpływamy w boczny strumień, krecący miedzy palmami i polami. Ngo ciągnie dalej swoją opowieść.

Lekcja botaniki




Lekcja historii
Dowiadujemy się trochę o Wojnie Wietnamskiej. Ngo powołano do służby w armii południa, walczył jako kapitan u boku amerykanów. Początkowo wersja Ngo jest politycznie poprawna - HoChiMinh wiekim czlowiekiem był itd. Potem starszy pan, zaczyna czuć swobodniej. Dowiadujemy się, że kluczem do sukcesu połnocy byl podstęp i szpiegostwo. Kiedy wojska połnocy zajely Sajgon, życie Pana Ngo skąplikowało się jeszcze bardziej. Chociaż znal dwa jezyki obce i był nauczycielem matematyki okazało się, że potrzebuje jesze trochę doksztalcania. "Reedukowano" go prawie trzy lata. Możemy się tylko domyślac jak mogło wyglądac jego życie poźniej, w latach osiemdziesiatych, w Wietnamie głodnym, biednym i niechętnym zwolennikom przegranej opcji. Los kraju i Ngo znowu odmienil się pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Zniesione embargo otworzyło drogę dla turystów, znajomośc języków zachodu yskała na wartości. Oczywiscie Ngo nie żyje się tak dobrze jak urzędnikom i wpływowym ludziom w partii, ktorzy w nowym sytemie zbiją prawdziwe fortuny, ale zdecydowanie stać go na więcej niż parę lat temu. Jakby Was kiedyś ponioslo na Deltę to wpadnijcie do Cantho i spytajcie o Ngo. Na pwno z chęcią opowie Wam o ty wszystkich wietnamskich tajemnicach.
 


Radość tworzenia

Dzielo skonczońe


Pracownicy dzialu utylizacji odpadow produkcyjnych w fabryce makaronu ryżowego





2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawe opowieści p.Ngo i w dodatku prawdziwe.Jakom kapitan armii południowo -wietnamskiej musiał 3 lata odsiedzieć.Taka była kara,a jak jest dzisiaj. Przywileje maja byli "partyzanci" i towarzysze z północy.A przegrali m.in.dlatego ,że korumpowali gdzie sie dało i jak sie dalo.Sprzedawali bron "Vietcongowi",a walczyć im się nie chciało.Myśmy też pomogli północy.Ale opowieść Ngo zasługuje na utrwalenie nie tylko w pamięci. Rzeki Mekong i Delty nie poznałem ,bo była niedostępna ,gdyż opanowana przez "Vietcong" i była dla nas niebezpieczna.Delta rządziła się swoimi prawami. Osia ,jak zwykle uśmiechnięta i tryska z niej radość życia .To b.dobrze. Tak trzymać. Pozdrawiamy.Babia i Dziadek.Do poczytania o Kambodży.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo chętnie bym Ngo poznał, bo ciekawie opowiadał. Tylko, że w najbliższym czasie do Wietnamu nie jadę, a Ngo pewnie nie wybiera się do Polski :/

    OdpowiedzUsuń