Alpy poludniowe. Wysokie, zalesione wzgorza stromo wyrastaja z niespokojnego niebiesko-stalowego morza. Asfaltowa wstega, nasz szlak, wje sie gdzies pomiedzy tymi zywiolami. Po prawej stronie fale gryza granitowe skaly, po lewej koncert barw zieleni na ktore brakuje nam okreslen. Gama rozciaga sie od pozolklych dracen (albo czegos podobnego) poprzez wszystkie odcienie zielonosci, az po braz obumarlych lisci wielkich paproci. Lasy znikaja w chmurach 200-400 metrow nad naszymi glowami. Co kilkanascie kilometrow przecinamy waskie, jednopasmowe mostki, pod ktorymi gotuja sie przepelnione strumienie. Od kilku dni zasilane sa prawie nieustannie - w nocy i w dzien, mzawka, kapusniaczkiem, deszczem, ulewa, sciana deszczu przesuwana w poziomie przez potezne wiatru od morza.
Slonce pojawia sie tu niechetnie. Zwykle na kilkadziesiat minut, 2-3 godziny. Grzeje intensywnie, szybko osusza lasy, podnosi dymy parujacej wilgoci, karmi swoim blaskiem soczystozielone drzewa i ... budzi do akcji miliardy meszek. Pare chwil pozniej wracaja chmury.
Specjalnie dla Kaji |
Taki klimat znakomicie nadaje sie do hodowania lodowcow. Gdzies tam nad nami spi wielkie sniezne cielsko Franciszka Jozefa. Szlaki do Franka odciela woda, a samego cesarza zakryly mgly - na razie zamiast zdjecia bohatera podsylamy Wam wizje artystki.
A propos Franca Józefa to pragnę Was p0informować,ze mój Ojciec ,a Wasz pradziadek Władysław był podwładnym Cesarza Franca Józefa ,a jego dwaj starsi bracia służyli w jego armii. I jak z opowiadań pamiętam to chwalili sobie Cesarza, i mówili ,ze nie było to jak za czasów Franca Józefa. A swoja droga to chyba tych gór to według mnie już Wam na powinno wystarczyć .Można tylko podziwiać Waszą kondycję.Pozdrawiamy i zejdźcie już na niziny.
OdpowiedzUsuń