czwartek, 6 stycznia 2011

Konkurs pieknosci


Pierwsza poznalismy w Pickton.  Zeszlismy z promu i chwile pozniej wpadlismy w jej objecia. Widzielismy sie potem wielokrotnie.
Druga spotkalismy w Blenheim, tu jeszcze nie oczarowala nas swoim pieknem, ale dwa tygodnie pozniej, kiedy poznalismy ja z drugiej strony bylismy zakochani po uszy.

Kolejna pieknosc jest z poludnia, to ta smagana antarktycznymi wiatrami. Bylo ich kilka, albo nawet kilkanascie, wszystkie piekne, wszystkie inne, wszystkie samotne. Nie opiszemy wszystkich, moze tylko kilka. Wspaniale drogi wyspy poludniowej.... 


Blendheim, przeciecie miedzystanowej jedynki z szostka
Trudno zdecydowac sie od ktorej zaczac. Moze od jedynki - najdluzsza, najslynniejsza, no i ta pierwsza ;-) Przecina cala Nowa Zelandie, od Auckland po Bluff. To wlasnie ja spotkalismy na nabrzezu w Pickton witajac sie z pusta, zielona wyspa poludniowa. Pomknelismy ku Christchurch. Tuz obok podwojnej nitki asfaltowej drogi pojedynczy, waski tor koleji. Na towarzystwo pociagu nie ma co liczyc - jezdzi raz dziennie. Odrobine za torami kamienisty brzeg, za ktorym rozciaga sie ocean. Rozciaga sie to malo powiedziane, tysiace kilometrow szesciennych wody wypelnia przestrzen stad az do Chile. Niewyobrazalna masa pelna rekinow, meduz, wielorybow, delfinow, fok, wielkich kalmarow i Bog wie jeszcze czego. Tu witac tylko skrawek tego gigantycznego swiata. Kolor oceanu wybierzcie sami - blekit, granat, stalowa szarosc, czern. Jedynka przeglada sie w falach oceanu co kilkadziesiat kilometrow. Chwilami ucieka troche w glab ladu. Mkniemy wtedy pomiedzy pagorkami wymalowanymi zlocisto-zielonymi pastwiskami, lub wsrod malych i srednich miasteczek wschodniego wybrzeza wyspy. 

Inwazja kelnerow, 5 km
Miasteczka przescigaja sie w popularnym w NZ konkursie na miano 'jedynego w swoim rodzaju'. Blendhaim - najlepsze wina, Kaikora - najlepsze miesce do podgladania wielorybow, Christchurch - najlepsze koscioly i tramwaje,  Dunedin -  jedyna kolonia Albatrosa Krolewskiego, tam znowu miasteczko najbardziej wiktorianskie, a to najbardziej francuskie, a to najbardziej stroma ulice na swiecie, a to robi najlepsza kielbase, a tamto jest najbardziej na poludniowy-wschod itd, itd
Spogladamy na te atrakcje i radoscia wracamy do 'naszej' jedynki.  Na poludniowo wschodnim skraju wyspy widzielismy jak jedynka jako pierwsza wita letnie slonce i jak goscinnie przyjmuje turystow na polnocy.   

Jedynke znamy najdluzej, za to szostka ma, jak to czesto drogi z cyfra 6 najwiecej charakteru. Szostka zaczyna sie w Blendheim   - tuz za miastem, gdzien na zalanych sloncem pagorkach dojrzewaja winogrona, a cieple, wilgotne powietrze owiewa stoki z krzewami. Owocom to sluzy - Sauvignon Blanc z regionu jest najlepszym w kraju i jednym z lepszych na swiecie. Moglibysmy tu dlugo posiedziec, opowiadajac Wam o delikatnych, zywych bialych, ale nie o tym historia, mialo byc o szostce. Schlodzone butelki do bagaznika i w droge.

O ile nie przewidujecie zjechac troche z trasy na polnoc, ku parkom narodowym wybrzezy poczatek drogi jest niepozorny.  Po kilkuset kilometrach droga, przecinajac w wyspe w poprzek dociera do niespokojnego zachodniego brzegu. Dalej trasa biegnie wzdloz huczacego Morza Tasmanskiego. Po lewej stronie wyrastaja coraz wyzsze gory, pelne swiezej zieleni, strumykow i dziwnych ptakow. Chwilami droga stanowi jedyna granice pomiedzy wysokimi szczytami a kamiennymi klifami o ktore rozbija ja sie fale. W innych miejscach fale z furia wdzieraja sie na szare plaze ozdobione pniami polamanych drzew naniesionymi podczas sztormow. Nieliczne miasta przezyly tu koniec goraczki zlota. Po pozostalych, tych co mialy mniej szczescia, jedynymi sladami sa czesto nazwy bocznych, szutrowych drog, ktore prowadza teraz do nikad. Roslinnosc, karmiona wilgotnym powietrzem blyskawicznie poradzila sobie z pustymi drewnianymi miasteczkami.

Na poludnie od Hokitiki (ktora dla odmiany chwali sie najlepszymi jubilerami) szostka przestaje byc droga nadmorska i w mgnieniu oka staje sie trasa wysokogorska. Silnik jeczy wspinajac sie po stromych serpentynach, rece kreca kierownica niczym na zaloczonym parkingu Tesko tuz przed swietami, a glowa nie moze upilnowac oczu zeby pilnowaly drogi zamiast podziwiac gory. Szostka prawie lizana blekitnymi jezorami schodzacych z gor lodowcow, przecinana wzburzonymi strumieniami wgryza sie coraz glebiej w Alpy Poludniowe. Wsrod gigantycznych zielonych skarp, spomiedzy smug mgly polyskuja przepelnione strumienie i wodospady. Chwilami wydaje sie ze cale gory sa napelnionym woda balonem, ktory juz przecieka i zaraz peknie. Uciekamy w kierunku prowincji Otago. 

Ale szostka znowu zaskakuje. Kolejna odslona krajobrazu i w miejscu mokrych paproci pojawiaja sie pastwiska i zagajniki drzew kapuscianych. Zbocza staja sie lagodniejsze, a pod nami zaczyna polyskiwac niebieska tafla gorskich jezior. W miare jak zapuszczamy sie na osloniete gorami rowniny widac coraz wiecej cywilizacji. Pojawiaja sie owce, winnice, zaczynaja sie miasta - najlepsze do sportow ekstemalnych, najbardziej zabytkowe itd. Dalej szostka zmierza ku poludniowym krancom wyspy, ale tam ma grozna konkurentke.


Warto zajechac, next fuel 120 km



Zyczenie szerokiej drogi jest jak najbardziej na miejscu

Poludniowa droga krajobrazowa zaczyna sie na obrzezach Fiordland National Park i lukiem podaza na wschod. Nie bede tego nowozelandczykom podpowiadal, ale jest to chyba najbardziej poludniowa trasa na swiecie. Dosc szybko po opuszczeniu Te Anau lasy i jeziora ustepuja miejsca krajobrazom bardziej stepowym. Droga przecina pofalowane pastwiska, a male i duze ptaki co rusz testuja refleks kierowcy startujac z pobocza prosto na szybe. Po kilkudziesieciu kilometrach, mijajac Tutapere, stolice kielbas, trasa dociera do poludniowego brzegu wyspy i sila rzeczy musi skrecic na wschod. O zblizaniu sie do oceanu uprzedzaja juz wczesniej fantazyjnie ' zaczesane' w strone ladu drzewa. Tu wieje czesto i mocno, od Antarktydy tylko poltora tysiaca mil, wiatry i fale maja sie gdzie rozpedzac. Z naszej polskiej perspektywy jestesmy na koncu swiata, dalej sie nie da. W przeciwienstwie do fok, pingwinow czy albatrosow nie jest to jednak nasz wymarzony klimat - wracamy na polnoc. W Dunedin zegnamy sie z Krajobrazowa Droga Poludniowa i witamy 2011. Za pieknosciami z Nowej bedziemy dlugo tesknili.

1 komentarz:

  1. Piękna jest Nowa Zelandia.Dlatego przestanie mnie dziwić fakt,ze syn mojego kolegi ,jako oficer marynarki handlowej w 1988 r zszedł na ląd i na statek nie wrócił.Nie wiem ,czy nadal tam mieszka ,ale chyba tak.Na podstawie tego co opisano + fotki oceniam ,z decyzja wyprawy do tego końca świata była słuszna. Gratuluje.Pozdrawiamy.Dziadek

    OdpowiedzUsuń