Chociaż wiedzieliśmy już, że jedziemy i nawet mniej więcej kiedy, jakoś nie paliło nam się do załatwiania wszystkich spraw. Czytaliśmy książki i blogi podróżników, chodziliśmy na pokazy slajdów, w głowie tworzyły się różne wersje trasy, ale jakoś wciąż brakowało czasu na poszukanie konkretnych biletów. Nic w tym dziwnego - my po prostu nie lubimy dokładnych planów. Wolimy mieć wytyczony cel, d którego zmierzamy w swoim tempie, zatrzymując się tam, gdzie miło, zbaczając z trasy, jeśli coś nas zainteresuje. Rozsądek podpowiadał jednak, że musimy mieć zapewniony powrót. Do roboty zmusiła nas Jaga podsyłając info o promocji AirAsia. Okazało się, że z Kuala Lumpur można tanio wrócić do Londynu. I już mieliśmy ten bilet kupować, kiedy zrodził się w nas bunt. Jak to? Bilet powrotny? Jeśli go kupimy, to od dziś każda myśl o tym dokąd pojedziemy będzie zmierzała w tym samym kierunku - w listopadzie wracamy do Londynu. W dodatku z Kuala był jeszcze jeden bilet, jeszcze tańszy - do Australii!! I znów głos rozsądku - przecież nie będziemy mieli już żadnej kasy. Ale nie wykorzystać takiej okazji! Czas nas gonił, promocyjne ceny zmieniały się z godziny na godzinę. Decyzja musiała być szybka. Przerzucaliśmy się emocjonalnymi za i racjonalnymi przeciw. Ale tak się składa, że w listopadzie Paweł ma urodziny. Pytanie, czy woli spędzić urodziny w Londynie z perspektywą powrotu do pracy, czy w Melbourne bez żadnej perspektywy nie wymagało odpowiedzi :)
Nasza trasa ma już więc 3 stałe punkty: Kuala Lumpur, Melbourne, Londyn (w styczniu:)
Dzięki Jaga!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz