wtorek, 14 września 2010

Pojedli nie Mao

W pociągu relacji Ułan-Bator spotkaliśmy chłopaków z Krakowa. Chopaki równe więc jak to bya na obcej ziemi rozmowa się dobrze kleiła, a już szczegolnie jak wpadł na chwilę Czingis.
Odnaleźlismy się potem w Pekinie -jednak małe to miasteczko. Żeby było razniej ruszyliśmy razem na mury....

    
Mur nie w kij dmuchał, 2 godziny w upale potrafi zmęczyć. Na szczęście dzięki Łukaszowi byliśmy profesjonalnie przygotowani. Mimo wszystko trzeba bylo uzupelnić węglowodany - ruszyśly w miasto.
Oczywiście wybraliśmy najlepszy lokal w mieście -"Pekińczyk u Kima"

Najpierw zamawiane. Na szczęscie wszyscy znamy dobrze mandarynski...


"Y-ha, fi-huu, han. Una -la nigii" - Koniki proszę dobrze wysmażyć, nie lubie krwistych 


<>
Rybkę na wszelki wypadek lepiej obejrzeć z bliska, zamiast w akwarium


Przed każdą bitwą najgorsze jest oczekiwanie. Długo czekaliśmy na główne oddziały


Najpierw pojawila się kawaleria...


potem walczyliśmy już na wielu frontach



....Ku ciesze Patriarchy pojawily się nawet oddziały pancerne.


W pewnej chwili byliśmy bliscy zwątpienia czy tą bitwę uda się wygrać?

Ale po chwili przeprowadziliśmy decydującą szarżę i talerze zostaly puste...


Za zwycięstwo!

3 komentarze:

  1. ślinianki mi się jakoś obudziły :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się,że wojaże po Chinach rozpoczęliście od Wielkiego Muru i na wygląd smacznych oraz obfitych posiłków. Jedzenie pałeczkami nie jest takie proste,ale Osia ,jak widać już sobie daje radę.Wino jak można sądzić po butelce jest chińskie ,a ja też podobne pijałem. Nie różniło się od europejskich. Ważne ,że apetyt i humor Wam dopisuje.A ,że jest gorąco ,co widać po Osi to Was uprzedzałem ,że w Pekinie będzie około 30 stopni.Trzymamy kciuki i pozdrawiamy oraz życzymy miłych dni

    OdpowiedzUsuń