czwartek, 2 września 2010

Usmiech mongolskiego Buddy

Mongolia, po ponad sześćdziesięcio letniej władzy komunistycznej, podczas której mnichów buddyjskich tępiono w mniej lub bardziej krwawy sposób, nie należy do krajów, gdzie buddyzm jest wyraźnie obecny w życiu codziennym. Na terenie kraju znajdziemy jednak kilka pomnikow z przeszłości, w których zaczyna powoli odżywać życie klasztorne. Mnie najbardziej oczarował klasztor Amarbayasgalant Kahiid, położony u zwężenia szerokiej i żyznej doliny pełnej zwierząt i unoszących się nad nimi ptaków.

Do klasztoru trafiliśmy późnym rankiem, trochę po dziewiątej. W bocznej bramie minęliśmy dwie, czy trzy krowy zastanawiające się, czy warto skorzystać z klasztornej trawy. Po chwili byliśmy przed głównym wejściem do świątyni. Główny budynek prezentował się okazale - dwa piętra oddzielone typowo 'chińskim' zadaszeniem, barwnie malowane podcienie, na dziedzińcu drzewa i rzeźby. Zaczęliśmy od tradycyjnego obejścia świątyni - od lewej strony. Spod naszych nóg uciekały do dziur w bruku świstaki, nad głową obradowały ptaki podobne do gwarków. Obejrzeliśmy mniejsze budynki z tyłu świątyni i dokończyliśmy pętlę kręcąc po drodze modlitewnymi młynkami.
Potem weszliśmy do środka. Przyzwyczajony do europejskich katedr i kościołów spodziewałem się atmosfery dostojeństwa, tego poczucia wielkości, które sprawia, że nawet rozgadani angielscy kawalerowie wchodząc do środka Notre-Dame milkną i szeptem wyrażają swój podziw dla gotyckich sklepień. Oczekiwałem idealnego porządku, niezaburzonej harmonii, przestrzeni i tablic uzasadniających świetność tego miejsca.



We wewnątrz był... bałagan. Stosunkowo najmniejszy w głównej, środkowej części pomieszczenia, zwieńczonej posągiem Buddy. Obok walały się kolorowe szmaty i jakieś torby. W lewej części pomieszczenia sporo miejsca zajmowały stoły z ofiarami, upominkami - tu trudno mówić o bałaganie, to raczej pierdolnik po niezłej popijawie studenckiej. A poczułem suchość w gardle i lekki szum w głowie. Po prawej stronie spotkaliśmy mnichów. Dwóch w skupieniu sypało mandalę, pozostali czekając na swoją kolej gadali, jedli śniadanie lub bawili się z rudym cocker-spanielem (pewnie jedyny taki pies w Mongolii). Mnisi ubrani byli w wiśniowe i czerwone stroje. Najczęściej tradycyjne, choć kilku młodszych miało t-shirty klubów piłkarskich. Oczywiście kibicuje się takim, które mają odpowiednie barwy. Mnisi buddyjscy zdecydowanie najbardziej lubią 'Czerwone Diabły' z Manchesteru, Liverpool pewnie też dałby radę, szczególnie, że jakoś mnisi zwykle nie chodzą sami. Można podpowiedzieć też Wiśle, że może tu powalczyć o fanów ;-)
Wracając jednak do tematu. Może jeszcze ze trzy słowa o klasztorze w Karakorum, tym najbardziej znanym i turystycznym. Zbudowany z gruzów starej stolicy Mongołów w XV wieku. Po stalinowskich czystkach 2/3 terenu zamieniło się w trawnik, do dziś pozostały trzy budynki. Pamiątką dawnej świetności pozostaje wielki mur zdobiony setkami stup.





W krajobrazie mongolskich wsi i miasteczek budynki sakralne to rzadkość, ale Mongołowie to zdecydowanie ludzie wierzący. Nie wiem w co dokładnie, ale coś jednak sprawia, że wiele tu przydrożnych stosow kamieni przystrojonych niebieskimi wstążkami, że po gerze należ chodzić od lewej do prawej, że nikt nie odważy się pić lewą ręką, a przed wychyleniem kubeczka wódki mongoł najpierw zmoczy w niej palec, strząśnie po kropli w niebo i w ziemię, dotnknie czoła i dopiero potem wzniesie toast.


4 komentarze:

  1. Jaaaaaaa cieeeeee, ale macie fajnie. Dawac jakies pikantne historie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie - chcemy seksu i przemocy!

    OdpowiedzUsuń
  3. Stanislaw Śledź3 września 2010 14:07

    Postacie Buddy to moje "Hobby". Jak tylko coś ciekawego zobaczę to nie ma siły aby go nie kupić. Niepisane zwyczaje są takie ,ze z domu nie powinno się oddawać ,bo wówczas Budda może się pogniewać i szczęście domowe ulegnie zakłóceniu. W Chinach i na półwyspie Indochińskim spotykać będziecie wiele różnorakich postaci Buddy a w Wietnamie widziałem niedaleko Saigonu postać kilkunasto metrową. Warto kupić malutkiego Buddę Trzymamy i nosić z sobą na szczęście.Pozdrawiam .Dziadek

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten artykuł dostaje ocenę 10 pkt. na 10 możliwych. I jeszcze 5 za obrazki. A jeśli Hela lub Kaziutek zmieszczą jakiegoś małego Buddę dla mnie, to dostaniecie jeszcze 100.

    OdpowiedzUsuń