Nasz kierowca i przewodnik jest najlepszym kierowcą w Mongolii. Tak mowią miejscowi i my im wierzymy. Erka umie powiedzieć po angielsku cztery słowa. Trzy zarezerwowane są na rożne rodzaje postojów - toilet, photo, lunch. Na pozostałe sytuacje ma wieczne "good good?" rozszerzone z rana - "sleep good"?. W innych przypadkach pokazuje palcami lub uśmiecha się czekając aż sami się domyślimy, co mamy teraz robić.
Erka ma najlepszy samochod na świecie - Wanię. Kocha go szczerze i poświęca mu wiele czasu. Widzimy go pod samochodem codziennie wieczorem, a często nawet podczas kilkunastominutowych postojow. Potrafi zrobić przy nim wszystko. Kilka dni temu za pomocą gumy i nożyczek naprawił resor od tylnych kół. Jako troskliwy opiekun często go sprząta wyrzucając przez okno plastikowe butelki, których nie zdążymy schować do śmiecio-torby.
Wania jeździ po najlepszych drogach Mongolii. Zawsze radzi sobie w rzekach (z wyjątkiem tych ktore zalewają mu silnik - wtedy Erka musi go wycierać i okrywać motor kurtką), bez problemu wspina się pod górę pod kątem 35 stopni. Jako prawdziwy bohater bez wysiłkku wyciąga z rzek japońskie busy. Do jego ulubionych zabaw należy wyciąganie dziesięcio-centymetrowych gwoździ z mostów. Niestety potem trzeba zmieniać mu koła.
Nie wiemy w jaki sposób Erka wybiera dla nas drogę. Czasem myli się i zapomina o jakimś noclegu. W zamian za to zabiera nas gdzie indziej. Raz nawet zabral nas na nocleg do warsztato-stacji zamiast nad rzekę (co chyba mialo jakiś podejrzany związek z drobną kontuzją Wani ;-). Kiedy wreszcie udaje nam się znaleźć kogoś mówiącego po angielsku (zawsze jest to kobieta i w dodatku zawsze jest siostrą Erki) mowi, że nie było tam nic ciekawego. Mongolia sama w sobie jest jednak tak pięknym krajem, a Erka tak uroczym czlowiekiem, że nawet przez myśl nam nie przechodzi żeby się na niego gniewać i z ciekawością czekamy dokąd nas dalej zawiezie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz