piątek, 5 listopada 2010

Piekło i niebo

Ze wszystkich nacji, które spotkaliśmy w ciągu ostatnich 3 miesięcy, kmerowie są najpogodniejsi. Codziennie widzimy setki uśmiechow, dziesiatki razy slyszymy 'how are you' (często też tuk-tuk sir chwilę potem, ale też w sposob umiarkowanie natarczywy). Wszędzie jest po prostu pełno biegających bosych dzieciaków, które niemiłosiernie męczą pokornych rodziców. Widzimy jak mężczyźni żartują i śmieją się (co znowu w Azji nie jest częste). Zdarza się, że próbuja też nas wkrecać jak wtedy kiedy pracownik dworca autobusowego oznajmilmi z zartoskaną miną , że 'bus go today before', po czym widząc przerażenie na naszych twarzach szeroko się uśmiechnął uspokajając "no problem, bus come 10 minutes". Tak jak wszędzie namawiają nas na zakupy, ale znowu jest w tym umiar i szczerość, gdy otwarcie przyznają, żę potrzebują money. W czasie upału drzemią w cieniu w przydrożnych hamakach. Są pogodni i wyluzowani, chociaż ich sytuacja materialna pozostawia bardzo dużo do życzenia. To zdecydowanie inna mentalność niż Wietnamczycy czy Chińczycy, przykładający bardzo duże znaczenie do tego jak wypadną i ile zarobią. Trudno dobrze uchwycić mentalność Kmerow, ale powiedzialbym, że są trochę rasta.



Można zgadywać skąd u tych ludzi taka pozytywna energia pogoda ducha. Może to ciepła i przyjazna pogoda? Może to dzięki przesłodkim ananasom, papayom i kokosom, ktorych tutaj w brud? Moze w tak młodym społeczenstwie bardziej udziela się dziecięca radość życia? W każdym razie miło patrzeć na taki naród, który pomimo biedy idzię przez życie pogodny.


Są jednak takie miejsca w Kambodży gdzie beztroski uśmiech obserwatora zastyga na ustach, a w sercu pojawia się przerażenie. Tak jest na polach śmierci, kiedy przyglądając się przepięknemu tropikalnemu motylowi dostrzegasz bielące się w trawie zeby, tak jest kiedy słyszysz, że wspaniałe drzewo na skraju rowu służylo jako pieniek do roztrzaskiwania miękich główek niemowlaków, tak jest kiedy na cichym, zalanym słoncem dziedzincu byłej szkoły czytasz do czego 30 lat temu wykorzystywano drążki gimnastyczne. Nagle uświadamiasz sobie, że w naszych czasach, w cieniu tych samych palm, wśrod takich samych najsłodszych owoców i najpiekniejszych motyli, Ci pogodni uśmiechnięci ludzie zrobili sobie piekło. Dzieci wyrywały palce dorosłym, sierpy rozpruwały tchawice, sale szkolne wypełniły się skowytem, ofiary dogorywały w rowach palonego wapna. A nad tym wszystkim szumiały palmy, latały motyle, a w słońcu dojrzewały kokosy.


2 komentarze:

  1. Widzę,że mamy podobne odczucia co do Kambodży.Ja byłem tam w lutym br.i do dzisiaj nie mogę się otrząsnąć po tym co widziałem w więzieniu S-21 czy na polach śmierci pod Phnom Penh.
    Polecam Wam film pt.The Killing Fields z 1984r.Po osobistej wizycie w Kambodży ogląda się go zupełnie inaczej.
    Pozdrawiam serdecznie i trzymam kciuki za pomyślność wyprawy.
    Michał.

    OdpowiedzUsuń
  2. W poprzednim komentarzu ,wyczulałem Was na to co zrobili "Czerwoni Khmerzy " w ramach Khmerskiej rewolucji kulturalnej.Nie mogę odżałować ,ze w ramach tzw."bratniej pomocy " pomagaliśmy im materialnie i moralnie ,aby zniszczyli khmerskie królestwo. W latach 1964-1967 przedstawicielami komisji byli dwaj moi dobrzy znajomi oficerowie ,nawet jeden kolega po powrocie był goszczony na Wolskiej.Ale na częściowe usprawiedliwienie może być to,ze nie zdawaliśmy sobie w tym czasie sprawy z tego co "Czerwoni " moga zrobić.Przecież zdetronizowany przez junte generalow w 1965 r. król Sihanuk udał się do Chin pod opiekę Mao.Prawda ,ze ciekawe. A Mao go wykiwał i popierał szalonego Pol Pota.Myśmy ,to znaczy Wojsko Polskie uczestniczyli w Misji Pokojowej w Kambodży po raz drugi ,już podczas wypierania Czerwonych Khmerów na północ i świadcząc pomoc ludności cywilnej.Gdyby Wietnamczycy nie wkroczyli zbrojnie do Kambodży to wyrżneliby całą mniejszość wietnamska.I tak wiele tysięcy zamordowano.Jakkolwiek Vietcong korzystał w czasie wojny z gościnności Khmerów,bo jak amerykanie ich pogonili to chowali się na terytorium ,wówczas niby neutralnej Kambodży. I dopóki Sihanuk Vietcong chronił to był dobry,ale generałowie za namową amerykanów go przepędzili,a potem stało się jak sobie życzył Mao. To tyle w skrócie to co ja obserwowałem.Ale więcej tych cmentarzysk nie ogladajcie , i historii tragicznych nie wysłuchujcie bo jeszcze będzie się Wam śniło w Polsce.Gdybyście byli w Ankorwacie to polecam wieczorem zobaczyć przed wejściem głównym balet.Coś pięknego.Trzymamy za Was kciuki.Pozdrawiamy i ściskamy.Babcia i Dziadek.

    OdpowiedzUsuń